piątek, 27 marca 2015

W końcu!

Cześć Wam. W końcu razem! Czy wiecie, że to dopiero druga sesja w naszej karierze czteroosobowej rodziny!!! Przecież to niemożliwe... Ja, maniaczka zdjęć
i fotografowania...  niemożliwe... A jednak :/ Pierwsze wspólne zdjęcia mamy z roczku Zuzanny. 
Zawsze jak byłam ja i dzieci to nie było męża, jak byłam ja i Zuza, to nie było Wojtka, jak był Wojtek to nie było Zuzy i tak w kółko... raz tak czy siak... kompletu brak :/


W końcu rodzinnie bo w rodzinie to jest siła, bo rodzina to jest moc! 
Choć nie zawsze jest kolorowo, chyba wiecie... Natłok obowiązków, niesforne dzieci, brak czasu dla siebie... Czasem jest obłęd! Nikt nie powiedział, że będzie łatwo a rodzina to nie są stałe przyjemności i radości. Staramy się robić wszystko żeby tak właśnie było, żeby śmiać się jak najczęściej i cieszyć się sobą... też jak najczęściej ;)
W małżeństwie też czasem różnie bywa. Życie się zmienia całkowicie kiedy na świat przychodzą brzdące, kiedy wiążesz się z kimś praktycznie na całe życie... dodam, że dość w młodym wieku ;)


Bo taka prawda... 31 lat i już dwójka dzieci na koncie, mąż, kredyt hipoteczny... ;P
Ale się zadziało to wszystko szybko. Oczywiście nie narzekam, cieszę się bardzo! Bo co ja bym robiła bez tego wszystkiego? Ile można imprezować, ile można kasy wydawać bez sensu...
A teraz przynajmniej nie jest nudno, wiadomo na co wydać a jak mamy jakąś imprezę, to przynajmniej dla mnie, jest to tak ogromne wydarzenie... co najmniej jakbym trafiła szóstkę w totka!

 
"Małżeństwo i rodzina są tylko i wyłącznie tym, co sami z nich czynimy. "
Carlos Ruiz Zafón ( "Cień wiatru")







Było trochę zwierzeń, było o rodzinie a teraz coś dla fanów mody!


kamizelka- new look
spódniczka- szyta na miarę
kurtka- Gracja
torba- zara
botki- fabio fabrizi/ HERMES Wlocławek




Dostaję ostatnio sporo komentarzy i wiadomości, że fajnie Wam się czyta to co piszę. Mam nadzieje, że i tan wpis przypadnie Wam do gustu. Postaram się częściej wstawiac posty ale póki co naprawdę nie ogarniam sie w tym temacie :/ Postaram się poprawić:)
Życzę Wam na koniec wpisu miłego piątku i udanego weekendu!
3majcie się :)

środa, 18 marca 2015

miało być o poranku...

 
 

Cześć... Stęskniłam się za Wami i mam nadzieję, że Wy za mną też ;) Bo.... tęskniliście, prawda?
Właśnie jest wieczór, właściwie noc, z jednej strony grzeje mnie Wojtek, z drugiej Zuzia.... albo nie, nie, nie... Noc się zgadza; z jednej strony Wojtek a z drugiej Zuza, tak, zgadza się; że śpią, też... ale chciałam chyba napisać inaczej... z jednej strony chrapie Wojtek, z drugiej chrapie Zuzia... Ha! Od razu lepiej. Szczerze i konkretnie! Dają czadu ostro... Tatuś przy nich to pikuś!!! No i już oczywiście straciłam wątek bo tym koncertem wybiły mnie dzieciaki z rytmu... Nie pierwszy raz i nie ostatni :/ Często mnie wybijają... tracę rytm i głowę... chcę zrobić jedno a robię drugię... albo i nawet trzecie... Ile razy wchodzę do sklepu po... np. mięso albo makaron a wychodzę z podwójnym Lionem, dwoma Grześkami i Kubusiami- o wafelki i soki chodzi oczywiście!!!
Cholera, chciałam dziś napisać... a właściwie nie dziś chciałam tylko jutro, bo post miał być o poranku a dziś póki co jest wieczór, późny wieczór... i co ja chciałam napisać...? AAAA no takkkk.... chodzi o to, że chciałam pokazać Wam nasz poranek z Zuzakiem, jak leżymy w łóżku i nie możemy się z niego wygramolić, jak Zuza zjada swoje pierwsze śniadanie ( pierwsze od 6,7 godziny bo tych wcześniejszych śniadań nie liczę, bo by mi liczb nie starczyło... nie chodzi mi tu oczywiście o jajecznicę ani parówy z ketchupem, które zaraz po cycu ona uwielbia najbardziej)
Chciałam pisać tylko o mnie i Zuzannie bo tylko my jesteśmy na zdjęciach...
 

Tylko my bo Wojtek już w przedszkolu więc ciężko z nim było ogarnąć sesję...
Mogłabym w zasadzie zrobić ją w weekend kiedy ma wolne... muszę o tym pomyśleć bo dzisiejsze zdjęcia to totalny spontan. Ale ten weekend odpada... szykujemy Zozolowi pokój, od rana mamy malowanie :) Choć znając zdolności mojej córki to będziemy malować co tydzień... Znacie reklamę Rutinoscorbinu... jak mała Zuzia rysuje wszystkim i po wszystkim... u mnie jest to samo!!! Obłęd!!!
Nie wiem czy dzięki temu, że moja mała paskuda będzie w końcu miała swoje miejsce, będę się mogła w końcu wyspać... pewnie nie... Ale zobaczę co da się zrobić! Mam już troszkę dość... albo będę szczera...mam szalenie dość nieprzespanych nocy i za każdym przebudzeniem mojej córki na cycka obiecuje sobie, że to już koniec, że wysmaruję się cytryną... hmm ona lubi cytrynę... odpada! Musztardą, chrzanem, czymkolwiek... żeby się ode mnie odczepiła! Oczywiście rano mi już mija i na każde zawołanie... prawie każde jestem gotowa do karmienia. Widać jestem typową kobietą: niezdecydowana, tak źle i tak niedobrze... hahahahaha
Kończąc poprzedni wątek o tym rysowaniu i malowaniu gdziekolwiek
i czymkolwiek chciałam jeszcze coś napisać... oczywiście nie pamiętam już co :/


Więc wyjaśnię tylko ( tak wiem, nie zaczyna się zdania od "więc") że dziś akurat dzieciaki śpią ze mną. Pewnie się zastanawiacie, że skoro chrapią z obu stron, to z której strony śpi tzn. chrapie mąż... Generalnie po lewej... po tej stronie jest pokój do którego się wydelegował, przy mojej pomocy oczywiście, ponieważ jest chory i nie chcemy wszyscy do niego dołączyć... choć łączymy się z nim w cierpieniu... Jest przeziębiony...
Latam z talerzami, śniadaniami, obiadkami, soczkami i herbatkami z góry na dół co by mężowi w tych ciężkich chwilach dogodzić... czego się nie robi... ZDROWIEJ człowieku!!!!
Ponieważ nie chcę być jutro chora ze zmęczenia a raczej bardziej chora ze zmęczenie, bo w sumie zawsze jestem na to chora ;) powoli będę kończyć mój post. Jeszcze zapewne przeczytam go dwadzieścia osiem razy, poszukam błędów, niekoniecznie je zauważę bo już mam oczy na wpół zamknięte albo otwarte... jak kto woli, zastanowię się jeszcze czy jest sens wstawiać to co napisałam i pójdę spać.... i założę się o stówę, że jak tylko zamknę oczy to zaraz je otworzę bo Zuza śpi dziś bardzo niespokojnie... tak jest jak ma się gile...
z resztą już raz się obudziła... przed chwilą...
Kończę...


Dobrej nocy Wam życzę, kolorowych i dobranoc :*








czwartek, 5 marca 2015

MO!

- Zuza powiedz "MO-RZE"
- TATA
- nie kochana, MOOOO- RZEEE
- MAMA?
- nie, nie mama, MO-RZE!!!
- SIDŻE
- nie... MORZE!
- MO!!!
- braaawooooooo !!!!!
- to jeszcze raz... MORZE...
- MO

Kolejne słówko nauczone, na tej samej zasadzie Zuzanna nauczyła się jeszcze słowa
" OGIEŃ czyli "O".
Szczerze pisząc trudno ją nauczyć nowych słów ponieważ Zuzka ma w głowie cały czas jedno słowo, mówi je na okrągło, w dzień i w nocy, nawet przez sen! To słowo to SIDŻE ( Cj- pies)
Ale powolutku nad tym pracujemy i pewnie niedługo będzie gadać jak najęta... póki co nie mogę powiedzieć, że cieszymy się ciszą i brakiem stu pytań do... bo ciągle są krzyki, śpiewy, wykszykiwanie różnych nieznanych nam haseł. Ale ja już się boję kiedy Zuzka naprawdę zacznie gadać... Ona będzie jak kataryna...  Wojtek był w miarę spokojny jeśli o gadanie chodzi, z resztą ogólnie był spokojny, a skoro Zuzanna jest zupełnie inna niż on więc śmiem przypuszczać, że będzie bliska zamęczenia nas swoim gadulstwem...
Będzie jazda!!!!!



Jeśli o "mo" chodzi, to na koniec ferii postanowiliśmy nałapać troszkę jodu i wybrać się do Ustronia Morskiego, gdzie moje wujostwo prowadzi piękny hotel polożony zaledwie kilka metrów od plaży.
W Borgacie byliśmy po raz pierwszy i pewnie nie ostatni. Jest tu naprawdę pięknie. Jest smacznie, przytulnie, nastrojowo... jest cudnie! Serdecznie polecam Wam to miejsce.







Uwielbiam przyjeżdżać nad morze zimą... ale o tym już chyba kiedyś pisałam, więc nie będę się powtarzać za dużo... po prostu nie lubię kiedy jest ludż na ludziu...
Dzieciaki mogą swobodnie biegać a my nie boimy się, że się zgubią w tłumie;
pies biega w te i wewte, łapiąc w pysk wszystko po drodze i na szczęście nie są to nogi spacerowiczów:)







 









Po zachodzie słońca czyli następnego dnia, bo w nocy już się nie dało, ruszyliśmy do Kołobrzegu. Nasza wycieczka nie trwała zbyt długo gdyż padał deszcz ale kilka fotek udało mi się zrobić. Oczywiście nie mogliśmy ominąć bez zauważenia straganów, które mimo zimy czekały na turystów. Zuzanna jak mała sroka wpadła w kolorowe zabawki biorąc do ręki wszystko... w przeciwieństwie do Wojtka, który akurat miał focha...
może i dobrze bo do dziś byśmy nie wrócili do domu ;P







Piszę ten post od poniedziałku i skończyć nie mogę bo ciągle coś, ktoś, po coś... Okazuje się, że nie ma tego złego bo właśnie znalazłam zeszyt z kilkoma słowami Wojtka
z czasów kiedy był nieco starszy od Zuzanny... Uśmiałam się do łez, wróciły też wspomnienia, kiedy Wojtek był taki jak Zuza...
Lew dla Wojtka to był "EL", na kupę mówił "jipa", kotek i ptaszki to były "koko",
do widzenia- "nienia" i ostatnie "brum brum koko jipa" czyli... "ptaszek zrobił kupę na samochód"
hahahahaha
Oczywiście jest tego o wiele więcej ale na dziś wystarczy.
Kochani kończę post bo już zbyt długo to pisanie trwa i już Zuza się do cyca dobija...
Miłego dnia, NIENIA :)