czwartek, 29 stycznia 2015

Co robimy kiedy nic nie robimy

Cześć Wam. Pozazdrościłam ostatnio koleżance z Lemoniady fajnych, kolorowych, rodzinnych postów i sama postanowiłam stworzyć dziś coś innego niż zwykle.
Wspomniałam w ostatnim poście, że jesteśmy z Wojtkiem chorzy i robimy nic.
W moim przypadku nic oznacza nie sprzątać; nie opróżniać zmywarki i co za tym idzie, nie napełniać jej kolekcją garów ze zlewu; nie odkurzać; nie prasować i nie prać...
Dziś całe szczęście obudziłam się jak nowo narodzona. W końcu się uczesałam a po spojrzeniu w lustro zamiast uciec, uśmiechnęłam się do siebie :) Moje odbicie nie odstraszało, zniknął wielki, czerwony nos, sine i podpuchnięte oczy oraz zeschnięte usta. Pożegnałam dziś siebie- zombiaka( jak to Wojciech mówi) i zaczęłam działać.
Mąż jak wróci z pracy w końcu zastanie w domu swoją żonę a nie jakąś czarownicę ;)
 A to wszystko dzięki miksturze, która postawiła mnie na nogi.
Oto przepis:
Cała natka świeżej pietruszki,
cały czosnek,
cała cytryna wraz ze skórka,
łycha miodu (można dać więcej)
sok z malin 100%, choć ja akurat nie miałam i użyłam malinowego dżemu własnej roboty:)
Wszystko trzeba zmiksować i trzymać to cacko w lodówce.
Oto zdjęcie:
Smakuje jak... jest zjadliwe ;) Jadłam gorsze rzeczy...

Kiedy robiliśmy nic to jednak coś robiliśmy: tańczyliśmy, czytaliśmy,
oglądaliśmy bajki i filmy, bawiliśmy się, rysowaliśmy. Przy okazji tego wszystkiego robiliśmy jeszcze straszliwy bałagan :) Ale żeby nie było tak zupełnie beztrosko, uczyliśmy się literek i cyferek... tzn. Wojtek się uczył, bo ja już przecież umiem a Zuza póki co nie jest chętna na naukę pożytecznych rzeczy ;)
Skoro o nauce już wspomniałam to ja trochę pouczyłam się mojego aparatu, dzięki czemu będzie dużo zdjęć a Zuzanna uczyła się schodzić po schodach... szkoda tylko, że sama, stąd ten siniak na policzku. Na szczęście biały serek bardziej przykuwał wzrok na jej twarzy niż samo siniaczysko :)



Potem była pomidorówka ale zdjęć już nie robiłam... musiałam ratować ściany od pomarańczowych plam.....


Było też spaghetti......


 ... i skoro nic mi się nie chciało przez chorobę to usmażyłam jeszcze naleśniki.... nie ma to jak się wygrzać nad kuchnią...



Smakowały nie tylko dzieciakom..... pies był wniebowzięty :)


Potem przyszedł czas na trochę witaminy, gry i zabawy...


Hitem ostatnich dni jest:














Nie mogłam się oprzeć i nie pokazać Wam jak dziś, po chorobie, wyglądam..... naprawdę jest nieźle..... wyglądam jak człowiek :)
foto by Wojtek

Życzę Wam zdrówka, ciepła i udanego wieczoru.
Mam nadzieję, że podobał Wam się post..... ? Pa :*

poniedziałek, 26 stycznia 2015

W końcu spadł...

...śnieg! Ale się wszyscy ucieszyliśmy jak wczoraj rano po podniesieniu rolet ujrzeliśmy biały puch. Tzn. prawie wszyscy... Gościnnie na weekend zamieszkał u nas pies rodziców i kiedy zobaczył co się dzieje na zewnątrz stanął jak wryty. Zaraz potem dostał michę i już był uśmiechnięty i gotowy do spaceru. Tak, Cj, bo tak ma na imię, uśmiecha się do nas, tańczy, robi kulu lulu i na komendę "nieprzytomny" leży i czeka na kolejne zadanie. To jest bardzo mądry piesek :)
Ale wiecie co..... nie o tym chciałam dziś pisać.... teraz to już nie pamiętam co miałam wcześniej na myśli :/ Na pewno chodziło o to że całą rodziną uwielbiamy śnieg. Zuza akurat nie użyła za dużo na wczorajszym spacerze bo zasnęła ale za to dziś nadrobiła ;)
Niech tylko taki biały krajobraz utrzyma się jak najdłużej, jest tak pięknie :)
Was zapraszam na zdjęcia,  a ja uciekam do moich dzisiejszym obowiązków czyli... robienia nic... leżę chora z Wojtkiem. Zuza u babci. Mamy chwilę wytchnienia w ganianiu jej po całym domu i ściąganiu z mebli. Odpoczywamy i cieszymy się białym widokiem z okna :)
3majcie się cieplutko:)













płaszcz- second hand
torba, sweter- zara
szal-h&m
buty- ugg by Jimmy Choo


wtorek, 20 stycznia 2015

Nie ma jak u mamy

Hejka. "Nie ma jak u mamy"... Wam też ten tekst kojarzy się z Magdą Gessler? Bo mi tak. Postanowiłam go dziś wykorzystać. Ale nie będzie o jedzeniu... Tzn troszkę będzie....
A ściślej pisząc, uwijam się szybciutko z postem i lecę na zakupy ponieważ już dziś zaczynam gotować i szykować wszystko na zbliżające się święto Babci i Dziadka.
Dziś będę dusić pulpety drobiowo- wieprzowe z ryżem w sosie pomidorowo- śmietanowy a jutro od rana zasypie je żółtym serem i zapiekę :)
Jakkolwiek to brzmi... jest pyszne!

A wracając do poprzedniego tematu, tekst dotyczy płaszcza, który mam na sobie, a który należy do mojej mamy.
Wzięłam go z szafy, z której często coś zabieram... tzn. pożyczam ;) Już nie jedno takie cudo w mojej garderobie zagościło. Część z tych pożyczonych ciuchów zostaje :)
a część nie :(  
Np. buty, które noszę w tym poście też należały do mamy.... ale na szczęście okazały się za duże a dobre dla mnie:)  Butów już nie oddam ale płaszcz będę musiała... :( 
a tak mi się podoba...
"Nie ma jak u mamy" bo u niej zawsze znajdę coś dla siebie. Na szczęście działa to też w drugą stronę i tak właśnie często latamy sobie z ciuchami od garderoby do garderoby
i pożyczamy, wymieniamy... i czasem zabieramy... ;)
Was zapraszam już na oglądanie zdjęć a ja lecę się szykować ;)
Miłego dnia moi mili!




płaszcz- Vila
buty- Ceneo
torba- gino rossi
spodnie- diy
sweter- kik









środa, 14 stycznia 2015

Leśne skrzaty

Dzień doberek:) Obiecałam niektórym moim fanom, że będą mieli co czytać dziś do porannej kawy i dlatego spięłam się w sobie i piszę.

W końcu udało mi się namówić moją córeczkę do wspólnych zdjęć. Obyło się bez płaczu, jęków, stękania, wyrywania i uciekania... Z resztą Zuza nie ma nic do gadania... tzn nie powinna mieć... ale ma! Zuzanna. Moja mała rządzicielka, mój kochany leśny skrzat....
Musi być zawsze tak jak ona chce. Jak zdecyduje, że "nie" to wtedy "nie" i nic jej nie zdoła ruszyć. Uparciuch wstrętny... ciekawe po kim? 
Czasem... no dobra, często, przyznaję, jest tak, że nie jestem totalnie zainteresowana walką o wygraną i pozwalam mojej kochanej terrorystce na całkiem dużo...
np. na wylanie miseczki z zupą na jej głowę albo wysmarowanie całej siebie
i wszystkiego dookoła serkiem danio. Ale frajda, nie? Nie!!!!!!!!!!!!!
Ale Wojciech i Zuzanna są wniebowzięci! 
Weź to potem posprzątaj, umyj dziecko, przebierz dziecko, wypierz...
No co ja wypisuję.... przecież jestem cały dzień w domu z dzieciakami i nie mam nic do roboty, mam kupę wolnego czasu.....hmmm kupę to ja akurat mam... tylko niekoniecznie czasu hahaha ;)
Zastanawiam się jakim cudem udało mi się stworzyć ten post... ale wyjątkowo mam wolne bo jedno dziecko jeszcze śpi, drugie w przedszkolu, mąż w pracy....
Ołłłłł jeeeeee!!!
Chociaż wiem, że moje dzieciaki będą jeszcze bardziej łobuzować i Zuza da jeszcze bardziej popalić niż do tej pory to i tak uwielbiam to co mam i jak mam :)

Podczas zdjęć do " Leśnych skrzatów" Zuzka była bardzo pozytywnie nastawiona, sama pozowała, wariowała i się uśmiechała. Ona uwielbia spacery i świeże powietrze. 
Ależ było nam fajnie i wesoło...:D

Kochani, to na tyle dziś. Zaraz wpadam do kuchni ponieważ nie miałam jeszcze czasu na zrobienie kawy i się z piciem do Was przyłączam.

Miłego dnia moi drodzy :)

Fot. Chilli Plate