środa, 25 lutego 2015

nie całkiem samolubnie...

Hej, zadawałam sobie ostatnio pytanie czy jestem samolubna? Naszło mnie bo naprawdę bardzo rzadko mam czas tylko dla siebie. Jestem zawsze otoczona "ogonami"
i obowiązkami. Jak nie ugotować to wyprać, przypilnować, zdjąć z mebli,
wyjąć z piekarnika... i nie zapiekankę lub pieczeń mam tu na myśli... !!!... czy ratować naczynia wylatujące ze zmywary!!! Oczywiście mogłabym tak wymieniać do jutra albo
i do końca świata ale nie mam czasu!
Wracając do pytania, odpowiedziałam sobie: "TAAAKKK!!!"  Pewnie, że jestem!
Czasem jestem samolubem... Egoistką do szpiku kości... Po prostu chcę zrobić coś tylko dla siebie... Odciąć się od rzeczywistości i myśleć tylko o sobie!!! Tak, tak wiem, jestem okropna... Ale chyba mi się należy... Z resztą każdemu z nas się należy... Każdemu kto robi coś dla innych, robi dużo dla innych... Każdemu kto nie myśli zawsze tylko o sobie ale w głowie ma jeszcze całą resztę. Tak jak ja!
Dlatego jednak nie do końca jest ze mnie taka podła zołza...(to znaczy nie zawsze) Dlaczego widzę dla siebie nadzieję? Dlaczego nie jest ze mnie aż taka zła dziewucha? Bo dałam to co najcenniejsze, najwspanialsze... dałam życie Zuzce
i Wojtkowi. To dzięki mnie się bawią, się uczą, podróżują, poznają nowe rzeczy... po prostu są! Dałam im życie i teraz o nie dbam, bo chcę, bo muszę...
Nie chciałam wspominać dziś o dzieciakach, bo przecież miało być samolubnie,
tylko o mnie i tylko ja! Ale nie da się, dzieciaki to cały mój świat i co bym nie pisała, nie robiła to i tak zawsze o nich pomyślę, zawsze o nich wspomnę czy napiszę...
I skoro już o nich napomknęłam a ostatnio w moich postach często się pojawiały ich zdjęcia, to teraz, to dziś jestem tylko ja! Dziś właśnie jestem egoistką! Dziś jestem samolubem, jestem pępkiem świata... oglądajcie tylko mnie! A co!







 

środa, 18 lutego 2015

Nie takie pióra straszne...

... jak się wydaje...
Jest wiele rzeczy, których małe dziecko się boi. Pamiętam Wojtka, kiedy bał się pająków. Ja oczywiście też się ich bałam, nadal się boję i jak tylko widzę jednego, nie wspominając o dwóch czy trzech, to panikuję, zlewam się zimnym potem i jestem sztywna jak kij od szczotki... Brrrr...
Wojtka trzeba było przełamać, przekonać go, że deptanie takich istotek nie jest dobrą reakcją na strach przed nimi. Musieliśmy wytłumaczyć dziecku, że pająk to małe (fakt, dość brzydkie) zwierzątko, które ma rodzinę, ma tatę, ma mamę...
-"zupełnie tak jak Ty Wojtusiu, nie wolno im robić krzywdy tylko dlatego, że są mniejsze od nas, one boją się bardziej niż Ty"
- "to pogłaszcz go mamusiu i pokaż, że się nie boisz skoro to jest tylko małe zwierzątko..."
I tu było po mnie.... Ale co zrobiłam? Pogłaskałam.... nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo źle mi było z tym, że muszę dotknąć tego obrzydliwego i przerażającego stwora!!! Ale czego się nie robi dla dzieci. Dzięki temu Wojtek zrozumiał, że nie robi się krzywdy małym robalom i nie ma co się ich bać!
Jeśli o Zuzę chodzi to pamiętam jak bała się śniegu. Co trzeba było zrobić żeby przełamać ten strach? Wskoczyć w śnieg i po prostu szaleć w nim aż do totalnego przemoczenia.
Ostatnio u mnie w studio odbyła się sesja do włocławskiego portalu,
zdjęcia zobaczycie tutaj. Ale nie o sesję chodzi, główną atrakcją wydarzenia były pióra, których oczywiście moja córa się bała. Nie miałam wyjścia jak tylko w nie z nią wskoczyć i poszaleć. Na początku był strach i płacz ale później świetna zabawa. A jeszcze później, tona sprzątania :/
Wyszło, że nie takie pióra straszne jak by się wydawało, wręcz przeciwnie :) Miałyśmy ubaw po pachy :D Nawet karmienie w pierzach było naprawdę fajnym doświadczeniem
i całkowitą przyjemnością:)
Teraz w planach mamy stopniowe pokonywanie kolejnych "strachów"... Wojtka, Zuzy
i moich... :)
Ale o tym już kiedy indziej....
Zapraszam Was na zdjęcia wykonane przez Wojciech Balczewski :)






 





sobota, 14 lutego 2015

Tłusty czwartek i ciasteczko z kremem

Cześć. Wiem, że już przeżywacie Walentynki i szykujecie się pewnie na romantyczny wieczór a ja Wam tu jeszcze głowę tłustym czwartkiem zawracam ale cóż... Musicie mi wybaczyć, mój wolny czas ostatnio jest bardzo ograniczony :/
Przyznajcie, ile pączków zjedliście?
U mnie w tym roku wyjątkowo... pobiłam rekord niejedzenia tych pyszności... zjadłam tylko 1,5 pączusia. Fakt, trochę nadrobiłam faworkami, których od lat już nie jadałam ;)
Na dużą ilość pączków- 10-12, nie pamiętam dokładnie, pozwoliłam sobie tylko dwa razy w życiu: raz, kiedy byłam w ciąży z Wojtkiem i drugi, kiedy w brzuchu siedziała Zuzanna. Kobieta w ciąży powinna spełniać swoje zachcianki a ja wtedy nie tylko je chciałam zjeść... ja musiałam....
I tak przy pierwszej ciąży było ze wszystkim, nie tylko z pączkami. Święta miałam niemal codziennie i wychodziłam z założenia, że raz dziennie można wszystko... Domyślacie się pewnie, że byłam szersza niż wyższa... Tak, właśnie tak było :/ Skoro już zaczęłam o tym pisać, to muszę się Wam przyznać... Około miesiąca przed porodem na wadze pokazała się niezła sumka kilogramów... stówka! Szok! Do tej pory nie wierzę, że mogłam aż tak dać czadu ;) Na szczęście przy Zuzannie już byłam mądrzejsza dzięki czemu wyglądałam jak człowiek a mąż nie musiał się mnie wstydzić. Mimo, że zapewniał mnie, że z Wojtkiem wcale tak nie było, ja i tak mu nie wierzę ;)
Te niecałe dwa pączki i kilka faworków to nie wszystkie słodycze w tym dniu. Zapraszam Was do oglądania zdjęć i na małe ciasteczko z kremem :)
Tymczasem życzę Wam szczęśliwych Walentynek i dużo miłości.
Nie wiem jak u Was ale my dziś oprócz święta zakochanych obchodzimy też 12-tą rocznicę bycia razem... to prawie połowa mojego życia... Obłęd!!!
Kochani, samych całusów i przytulasów na dziś :) Pa!









bluzka- Blanca Butique- tutaj 
spodnie- River Island/Gracja-tutaj
kamizelka- River Island
Botki- Venezia

piątek, 6 lutego 2015

Atrakcje

Hej, długo się zbierałam do dzisiejszego wpisu. Nie miałam czasu nawet zgrać zdjęć z aparatu... Dopiero teraz to ogarnęłam. Nie wiem co się dzieje z czasem... dopiero co był poniedziałek a już zaczyna się weekend, kolejny weekend... Nie zdążyłam jeszcze nacieszyć się poprzednim a już jutro kolejne atrakcje nas czekają.
Przez cały tydzień miałam kilka fajnych pomysłów na dzisiejszy wpis ale niestety nie było okazji żeby chociaż spisać moje myśli na kartkę, nie wspominając o przelaniu ich bezpośrednio tutaj ... Z pamięcią u mnie coraz gorzej, głowa pusta więc nie będę się dziś chwalić weną twórczą, która mnie właśnie opuściła..... Poza tym nawet skupić się nie mogę... w telewizorze wydziera się Elmo, obok mnie wydziera się tańcząca Zuza, która od czasu do czasu przyłazi do mnie i ciągnie za bluzkę...... Podobnie jak w nocy cycek ostatnio ma coraz większe powodzenie... Nie wiem jak to będzie jutro..... Chcemy wyskoczyć wieczorem... SAMI i chyba już zacznę babci życzyć powodzenia ;) hahaha. Zaparzyłabym córeczce melisę ale wiem, że to i tak nie podziała... na nią nic nie działa... Chyba babci zaparzę... ;P
Nie mam sumienia odstawić jej od karmienia piersią ale z drugiej strony może bym się w końcu wyspała...... Ale skoro wytrzymałam już półtora roku to chyba następne tyle też wytrzymam... Staram się być twarda i nie stękać za dużo ale czasem pękam i jestem wkurzona, wredna a nawet podła.... Oczywiście dostaję się mężowi bo jest najbliżej. On też jeszcze musi trochę wytrzymać, dzieci niedługo pójdą na studia i hulaj dusza...
Wygadałam się i już Was zostawiam z moimi zdjęciami z ostatniego weekendu a ja lecę do obowiązków totalnie nieperfekcyjnej pani domu ;) Czeka mnie dziś dużo atrakcji... sprzątanie, pranie, prasowanie... :/
Miłego weekendu i... dużo atrakcji :*